Jeziora balkonowe

Kontynuując poprzedni wpis, pochwalę się swoimi jeziorami balkonowymi.

Pierwsze jezioro powstało w wielkiej metalowej balii. Na dnie leżały muszle i kamienie z wycieczek przeróżnych (nawet znad Bajkału), na brzegu zamieszkała żaba a na powierzchni pływały świeczki, od których koty opalały sobie wąsy. Nie zważając na brak prądu, do którego mogłabym podłączyć coś, co dotleniałoby wodę (minifontanna), zaczęłam w balii hodować rośliny. Wodę dotleniałam merdając w niej codziennie patykiem (robią się wtedy bąbelki i to jest to, o co chodzi w dotlenianiu :-)) Roślinom było chyba dobrze, bo pływały całe lato i pasły się na nich biedronki. Ale z rybkami już nie ryzykowałam :-)
 

Teraz mam balkon mały i trójkątny (pozdrawiam architekta), więc jezioro też zmalało - przeniosło się do doniczki. Niestety rośliny nie chcą w nim rosnąć,  nawet merdanie nie pomaga :-(
Dla urozmaicenia wrzuciłam więc na dno szklane kulki, żeby ładnie światło odbijały. Ale nadal czegoś brakowało...
Więc zbudowałam sobie tratwę włóczykija...
... o czym następnym razem.









Komentarze